Zdarza się, że mi się śnisz w listopadowe noce.

Od lat już mieszkam w Twoim mieście. Robię mu zdjęcia, a Twoich kilka przeglądam czasem na ekranie komputera.

Te czarne ptaki, zawsze sprawiają, że spowalniam krok, podnoszę głowę, czasem przystaję.

Zatrzymuję dzień po nocy, która podarowała mi sen z Tobą. A jednak nie chcę znowu się kłaść.

Patrzę na to miasto Twoim wierszem, który zapisałam ołówkiem koło Twojego zdjęcia. Wysyłam pozdrowienia z różnych plaż, mając w pamięci, że to pierwsze wysłałam z miejsca, które oboje dobrze znaliśmy. Było dla nas sentymentem, dobrym wspomnieniem. 

Śnisz mi się różnie. Ten sen miał Twój uśmiech, Jej tęsknotę, nasze łzy. Radość, smutek i spokój.

Pomyślałam później, że dawałeś mi radość. Ale też smutek. Jednak przede wszystkim, dawałeś mi spokój.

I nie pamiętam czy mogłam Cię przytulić lub chociaż chwycić za rękę, gdy przyszedłeś w tym śnie, zmieniając zwykły spacer w podróż między życiem, a śmiercią. Trochę się boję, że jak zasnę to przypomnę sobie, że będąc blisko, byłeś zbyt daleko. 

Trochę się boję, że jak zasnę, nie przyśnisz mi się wcale.


Reposted from redcar via oxyxo