"Byłoby pomyłką - pisała - wyobrażać sobie, że zakochanie to pokrewieństwo intelektów, myśli; to jest jednoczesne rozpłomienienie dwóch duchów, z których każdy podlega autonomicznemu procesowi dorastania. Człowiek ma wówczas uczucie, że coś w jego wnętrzu eksplodowało bezgłośnie. Zakochany olśniony i przejęty, krąży wokół tego wydarzenia i bada treść własnego przeżycia; jego wdzięczność rozszerza się i obejmuje rzekomego dawcę tych doznań, i to już wystarcza, żeby stworzyć złudzenie jedności z drugą istotą ludzką, ale jest to tylko złudzenie. Ukochany jest tylko kimś, kto dzielił to samo przeżycie, w tym samym momencie, lecz jak narcyz wpatrzony w siebie. Chęć jak największego zbliżenia się do ukochanej istoty nie wypływa przede wszystkim z myśli o wzięciu jej w posiadanie; po prostu chodzi o to, by stało się możliwe porównywanie z sobą dwóch przeżyć, doświadczanych przez dwie różne osoby, niby odbić tej samej rzeczy w różnych lustrach. Wszystko to może być wcześniejsze niż pierwsze spojrzenie, pocałunek czy dotknięcie; wcześniejsze niż uczucia ambicji, dumy, zazdrości; wcześniejsze niż pierwsze wyznanie, które stanowi punkt zwrotny; stąd już zaczyna się degeneracja miłości przeradzającej się w przyzwyczajenie, posiadanie, a wreszcie z powrotem w samotność."


Reposted from alexnouveau