https://www.youtube.com/watch?v=r79BtDkZoH4
lie Cię trzeba dotknąć razy żeby się człowiek poparzył?
No ale tak żeby już więcej ani razu
Żeby już więcej za nic
Żeby już więcej nie miał odwagi
No ile razy?! Razy, razy, razy, razy, razy...
Po wielu tygodniach trzymania się w jako takiej równowadze, w ryzach. Po wielu tygodniach zapierdalania po górach. Patrzenie przed siebie. Czuję podskórnie, że idą dni gorsze. I nie wiem czy to efekt jakiegoś stresu przed sobotą czy o chuj mi chodzi. Czy przebija się przez skórę wątpliwość wobec siebie (żadna nowość).
O 6 w sobotę ruszam przed siebie z demonami na plecach, nad głową i w głowie, żeby przejść 73 km po Beskidach z ponad 500 osobową grupą nieznajomych ludzi. Czemu się zdecydowałem na to? Nie ma charakteru rywalizacji, nikt nie będzie wygrany, nikt nie będzie przegrany. Wydarzenie dedykowane dla piechurów co lubią się ściorać w górach, dopierdolić sobie tyle ile dadzą rady, a nawet tyle ile nie dadzą rady.
I co mnie chyba w tym wszystkim najbardziej uderzyło to fakt, że gdy dotrę (o ile dotrę) na koniec trasy. Nikomu zaraz, od razu na żywo nie opowiem jak było. Brzmi jak samotny człowiek. Ale wygląda na to, że sam sobie to zrobiłem.
Więc jedyne co mogę zrobić, to spojrzeć w lustro i powiedzieć jesteś głupi w chuj. I się gorzko zaśmiać.
Potem zebrać się do kupy i zrobić co jest do zrobienia.
Reposted from cosmo