I chociaż odpuściłam i nie mam właściwie żadnych słów do dodania pomiędzy mną a to drugą istotą, ciągle kusi mnie by zadać to pytanie: czy wszystko w porządku?
Wcale nie człowiekowi bezpośrednio. Rzucić w przestrzeń do właściwego odbiorcy, który ukoi tę szpileczkę lęku, która przypadkiem zawieruszona ma obrusie życia wbiła mi się w opuszek palca.
Nie ma między nami nic do powiedzenia, więc nic to nie zmieni.
Nie przywykłam do tego, by zwyczajnie wyciągać z palca szpilkę, zamiast drążyć tak, by zbadać jej tor pod skórą. Ale niczego odwrócę, nie zbuduję stawiając domek z kart na tym samym podłożu. To tylko zaboli.
Niektóre metale i materiały igiełek mają to do siebie, że zawsze będą w stosunku do nas zimne. Nie przejmą ciepła naszego ciała, jakbyśmy nie chuchali i dmuchali. Gdzieś tu nie doszło do oddziaływania. I to właśnie jest ok. I nie ma nad czym płakać. To jest międzyludzko naturalne, a ja jestem zwyczajnie zbyt głupio uparta czasem.
Nie będę. Przełknę odruch i wspomnienie radości, pamiętając stary przesąd, że szpilka wbita w żyłę powędruje do serca i je zatrzyma.
Na to sobie nie pozwolę.
Odkladam na bok szpilkę. Mam do wyglaskania inne stworzenia w życiu, stworzenia, których miękki włos pieści moje dłonie, nie boli. Których ciepło ogrzewa mi kolana i trafia prosto d serca, wzmacniając jego bicie. Stworzenia, które pogłaszczą mnie.
Reposted from hormeza via serendipity